poniedziałek, 4 marca 2013

Rozdział 3

       Weekend się skończył i szkoła. Budzę się przez budzik. Kupiłam sobie, bo tata wyjechał na tydzień w delegację. Wstaję i schodzę na dół do kuchni. Podchodzę do szafki i chcę wyjąć chleb tostowy, ale go nie widzę.
- No pięknie. Skończył się.
Biorę miskę i nalewam do niej mleka. Wsypuję płatki i jem. Już mi się przejadły.Jak byłam mała bez przerwy je jadłam. Kiedy już skończyłam wracam do pokoju i wybieram ubranie do szkoły. Wybieram szorty, czarną bluzkę na ramiączka, dżinsową kamizelkę, a do tego dwa wisiory i bransoletkę. Idę do łazienki z ubraniami i się myję. Obmywam twarz i czeszę włosy. Związuję je w luźny warkocz i ubieram się. Czarną bluzkę wkładam w spodenki. Wychodzę z łazienki i idę do pokoju po torbę do szkoły. Biorę ją i wychodzę z domu. Idę w stronę szkoły wolnym krokiem, ponieważ mam 15 minut do lekcji, a nie lubię być przed czasem. Włączam Mp3. Słucham Ed Sheeran - Give me love. Jestem już przy szkole i wchodzę. Podchodzę do szafki i wkładam niepotrzebne książki, a biorę dobre. Słucham jeszcze muzyki i nic nie słyszę. W końcu wyjmuję słuchawki i patrzę się wokół. Nikogo nie ma. Szybko biegnę w stronę klasy. Wiem, że Pan Bohrost nie lubi kiedy się spóźniamy.
- No świetnie. Będzie uwaga. Kolejna. - myślę.
Dobiegam i już łapię za klamkę. Słyszę kogoś kroki i patrzę się na wprost. Widzę nieznajomego. Wpatruję się w niego. Ma proste blond włosy z grzywką na całe czoło. Na sobie ma granatową koszulkę z jakimś dziwnym rysunkiem. Jest chudy i bardzo wysoki. On podnosi głowę i patrzy się na mnie. Szybko odwracam wzrok i wchodzę do klasy.
- Oo! Panna Brown. Witamy.
- Dzień Dobry. Przepraszam.
- Wiesz, że nie lubię spóźnień. Będzie uwaga.
- Wiem. Jeszcze raz przepraszam.
- Siadaj, ale jeżeli jeszcze raz się spóźnisz będziesz siedziała w kozie.
- Dobrze.
Siadam na swoim miejscu i słyszę, że ktoś wchodzi. Patrzę jak drzwi otwierają się i widzę tego nieznajomego chłopaka.
- O proszę, kogo widzę?
- Przepraszam. - mówi i już rusza, żeby iść na miejsce, ale Pan McFlein go zatrzymuje.
- Proszę dzieci. To jest Mick Moulton. Będzie nowym uczniem waszej klasy. A teraz już siadaj.
Chłopak idzie w stronę ławki i siada. Lekcje przebiega tak samo jak wczoraj. Nudno i bez sensu. Siedzę i rysuję w zeszycie. Właściwie nie mam w nim nic oprócz rysunków. Raz naszkicowałam Bohrost'a od tyłu.
Zabrał mi zeszyt do przejrzenia. Po 5 minutach wstawił pałę i zadzwonił do rodziców. Nie rozumiem o co mu chodziło. Przecież to ładne rysunki.
Pora lunchu. Biorę to co zawsze i stawiam tacę na stoliku, przy którym zawsze siadam i jem. Znów czuję, że ktoś siada na przeciwko mnie. Podnoszę wzrok i widzę Phil'a. Dawno go nie widziałam. Właściwie to dwa dni, ale co za różnica.
- Cześć.
- Hej. Co tam u ciebie?
- Okej. Tata wyjechał w delegację na tydzień.
- Wolne mieszkanie.
- No tak. - mówię z uśmiechem na twarzy. Lubię go. Jest jedyną osobą, której ufam. Jest jeszcze tata, ale matce już nigdy nie będę ufać.
- A może chciałabyś do mnie wpaść?
- Ymm. No nie wiem. Nie wiem kto się zajmie domem.
- Spokojnie. Nic się nie stanie. - odpowiada.
- No dobra. Może po szkole?
- Okej. - odpowiada.
Kiedy kończymy jeść idziemy odnieść tace i wracamy na lekcje. Mam matematykę. Omawiamy trygonometrię. Nie rozumiem jej. Nie zrobiłam pracy domowej. Znowu, ale może Hedwig mi odpuści.
Ona jest straszna. Te jej włosy to koszmar. Chyba nigdy ich nie czesze. Są czarne, szopowate, skręcone, nie ułożone. A jej twarz. Chyba codziennie kupuje nowy cień do powiek. Całe powieki są pomalowane na fioletowo - zielony lub niebiesko - różowy kolor i usta na czerwony lub mocny róż. Jej twarz mówi o całym jej charakterze. Lekcja idzie, a ja za nie odrobienie pracy domowej znów dostaję pałę.
- Proszę pani, ale ja jej nie rozumiem.
- Nic dziwnego. Na lekcjach nie uważasz, nie masz notatek. Mogłaś chociaż próbować to rozwiązać.
- Ale po co? Wiem, że i tak nie umiem.
- No to zacznij uważać na lekcjach jeżeli chcesz ukończyć tą szkołę z wyróżnieniem i iść na dobry College.
Nie odpowiadając wracam na miejsce z niesmakiem na twarzy. Nienawidzę tego. Nauczyciele nie rozumieją, że niektórzy nie rozumieją trygonometrii. Ona jest okropna. Ale fakt. To mój ostatni rok w tej szkole. Mam 16 lat i nie potrafię trygonometrii, chociaż pani tłucze to z nami od miesiąca. Jesteśmy najwolniejszą klasą. Dzisiaj mam pechowy dzień. Po lekcjach tak jak się umówiłam z Phil'em idziemy do niego. Mam nadzieję, że pod moją nieobecność nic się nie stanie. Kiedy ostatnio mnie nie było matka się wkradła. To było straszne. Jej twarz przepita alkoholem. Jej ciało jakby nie mogła ustać. Jej oddech. Śmierdzący piwem i winem. Jak o tym pomyślę chce mi się płakać.
- Wiesz ja chyba nie mogę iść.
- Dlaczego?
- Boję się o mój dom. A jeżeli znów sytuacja się powtórzy?
- Ta co ostatnio? Spokojnie. Na pewno nie.
- Nie ja muszę wracać.
- Pójdę z tobą.
- Dobrze. Dzięki i przepraszam, ale naprawdę się boję. Nie chcę jej znów spotkać.
- Spoko. To chodźmy.
Kiedy doszliśmy wzięłam klucze z kieszeni i chciałam otworzyć drzwi od domu, ale są otwarte. Wchodzimy do mieszkania i nikogo nie widzimy.
- Niespodzianka!
Słyszę to i widzę tatę z..... Nie wierzę!
- Co ona tu robi?!
- Pogodziliśmy się. - mówi, a ja zarazem widzę jej głupi uśmieszek.
- Ona wkradła się do naszego mieszkania i podchodziła do mnie z nożyczkami!
- Wiem, wiem, ale wszystko już sobie wyjaśniliśmy i jest w porządku.
- Jak to jest w porządku?! Nic nie jest w porządku!
- Spokojnie. - mówi i kładzie dłoń na moje ramię. Ja się odsuwam i wychodzę z domu trzaskając przy tym drzwiami.
- Jak to możliwe?! - mówię zdenerwowana.
Patrzę na Phil'a, ale on idzie wpatrzony w ziemię.
- Wkradła się, była pijana, zdradzała go. Jak on mógł?
Jestem wściekła i nie umiem powstrzymać złości. Paplam coś bez sensu. Nie rozumiem tylko jak tata mógł jej wybaczyć. W ogóle gdzie on był na tej delegacji, że przyprowadził matkę?
- Nie mogę uwierzyć! Gdzie on był przez ten tydzień?!
Mam nadzieję, że nie denerwuję Phil'a. Chyba muszę przestać. Ciągle nawijam o ojcu i matce.
- Przepraszam.
- Za co?
- Za to, ze cały czas nawijam o tym, jaka jestem zła na rodziców.
- Spoko.
- Ale gdzie my jesteśmy?
- Nie wiem. Fajne tak iść donikąd. Jesteśmy w lesie. Chyba się zgubiliśmy.
- No to trudno. Usiądźmy sobie.
Jak powiedziałam tak zrobiliśmy. Usiedliśmy i zaczęliśmy rozmawiać.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz