wtorek, 2 lipca 2013

Rozdział 8

        Phil odwraca się i zwalnia krok. Czuję się strasznie. Wiem, że to nie jest w pełni moja wina. W końcu nie chciałam go pocałować. Uważam go za przyjaciela nic więcej, ale on może mnie uważać za kogoś ważniejszego.
Idę za Phil'em wolnym krokiem szurgając butami o ziemię. W końcu doganiam Phil'a chociaż szedł znacznie szybciej ode mnie. Moje oczy są skierowane w dół, a ręce w kieszeniach bluzy.
Las się kończy, a my nadal idziemy w ciszy. Kilka razy spojrzałam na niego, ale on był myślami gdzieś daleko. 
Jesteśmy na przedmieściach przy Starym baru w Woolwich. To jakieś 10 kilometrów do mojego domu. Phil skręca i wchodzi do baru. Nie będę szła za nim, więc kieruję się na park. 
Idę prosto wzdłuż starej alejki, gdzie po bokach są postawione domy jednorodzinne. Wszystkie są białe, widać, że niektóre są niezamieszkiwane od lat, a niektóre dopiero co odnowione. Ulica jest pełna dziur i rzadko jeżdżą tu jakiekolwiek auta. Otoczenie nie wydaje się przyjazne, gdy widzę za rogiem dwóch nastolatków upijających się do nieprzytomności i człowieka z wyglądu po 30-stce, który puka do obcych domów, a jeżeli ktoś nie otworzy krzyczy na całe osiedle i zbiegając ze schodów rzuca kamieniem w okno. 
W końcu zwraca się do mnie.
- Dziecinko! - słyszę i szybko przyspieszam krok. Słychać, że jest pijany. Mówi nie wyraźnie i biegnie ledwo co się nie wywracając. 
Biegnę jak najszybciej uciekając od tego człowieka. Gdyby był przy mnie Phil byłabym bezpieczna. Dlaczego ja z nim nie poszłam? Dlaczego?!
Kiedy się odwracam już go nie widzę. Idę, więc spokojna.
Nagle zza rogu wychodzi znów ten człowiek. Teraz nie jest już tak przyjemnie nastawiony. Trzyma w ręku nóż i zbliża się do mnie. 
- Powiedz mi, dlaczego uciekałaś? Przecież jesteś córką Christine.. Tak bardzo mnie kochała i porzuciła! Powiedz mi gdzie ona jest. - słyszę wzrastającą wściekłość mężczyzny. Nie wiem co mówić.
- Gadaj! - widzę, że nóż zbliża się do mojego gardła. Łzy zaczynają wyciekać mi z oczu. Co ja mam powiedzieć? Ja nic nie wiem.. Całe życie przemknęło mi przed oczami.
Zamykam oczy i czekam. 
Jednak słyszę jęknięcie i oddalanie się zapachu alkoholu ode mnie. Otwieram oczy i widzę John'a Mayer'a bijącego się z tym mężczyzną. 
Czuję jak w mojej głowie pulsuje serce. Wszystko się kręci, a ja padam na ziemię. 
Tracę przytomność, a w ostatniej chwili widzę jak obcy mężczyzna wyjmuje nóż. 
                  
*

        Czuję jak ktoś szturcha mnie za ramię. Otwieram oczy i widzę John'a. W tle słyszę odgłos syreny policyjnej. Widzę pijanego mężczyznę, który prawdopodobnie był kochankiem mojej matki w kajdankach wchodzącego do wozu policji. 
- Dobrze się czujesz? - słyszę cichy głos chłopaka. Próbuję się podnieść. Podpieram się rękami, ale nadal czuję się za słabo. Nie daję rady i uderzam o ziemię. Czuję jak John mnie podnosi.
- Nie wiem. Słabo mi.
- Gdzie mieszkasz? Przyprowadzę cię do domu.
- Dam radę sama...
- Nie mogłaś się podnieść, a więc? 
- Na Tottenham Court Road.. - jestem ciekawa ile osób mnie o to jeszcze zapyta. 
John niesie mnie tak, aż do parku.
- Możesz już mnie puścić, dobrze się czuję. - chłopak powoli opuszcza mnie na ziemię. - Co robiłeś w tej dzielnicy? 
- Pracuję w tym barze. Widziałem Phil'a jak tam wchodził. 
- Wiem, wiem, że tam jest. 
- Skąd?
- Mieliśmy iść do.. - nie chciałam mu mówić o psychologu, jeszcze uznałby mnie za wariatkę. - lekarza, bo źle się poczułam, no i się zgubiliśmy. 
- Aha. Dlaczego razem z nim nie poszłaś?
- Koniec przesłuchiwania. - mówię z uśmiechem. - Co robisz w Wielkanoc?
- Właściwie to nic. Rodzice wyjechali do Szwecji. Ja zostaję i się nudzę.
- Może by tak się spotkać?
Dopiero teraz zauważyłam ile czasu minęło od Bożego Narodzenia. Okazało się, że wycieczkę do Paryża odwołano. Mam nadzieję, że oddadzą pieniądze. 
     Widzę swój dom. 
- Może chcesz wejść?
- Z chęcią. 
Wchodzimy, a ja idę do kuchni zrobić tosty. Idę do John'a z talerzem czterech tostów. 
- Głodny?
- Tak! Dzięki. - mówi i bierze jednego. Podchodzę do okna i widzę nadchodzące ciemne chmury. Zaczęło już kropić. Jest ulewa.
Słyszę pukanie do drzwi. Idę w ich stronę i otwieram. Spoglądam na osobę stojącą w drzwiach. Phil. Cały mokry, a z jego włosów ściekały krople deszczu. 
- Przepra... Co on tu robi?! - słyszę wrzask Phil'a. 
Chłopak spycha mnie i rzuca się na John'a. Bije go z wszystkich stron, a drugi stara się bronić.
- Chłopaki! - krzyczę, ale żaden z nich nie reaguje. 
- Uspokójcie się! - z kolejnym krzykiem podbiegam i ich od siebie odrywam. - Co wy robicie?!
- Raczej co ON robi? - widzę twarz John'a. Leci mu krew z nosa. 
- Phil.. Co cię napadło? - pytam już spokojniejszym głosem. 

------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Tak wiem, wiem. Dużo czasu zajęło mi pisanie tego rozdziału. Postaram się to nadrobić i będę pisać szybciej. Na pewno nie miesiąc. Czekać wytrwale i nie myśleć, że porzuciłam blog. ^^   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz