piątek, 24 maja 2013

Rozdział 7 cz.I

         W czasie kiedy szliśmy do pizzerii zaczęło się przejaśniać. Wchodzimy do"Santa Maria". Jest to jedna z najlepszych pizzerii w Londynie. Patrząc na to, że jest zima to wcale nie jest zimno. Nie wiem dlaczego. Zawsze było około -10°C, a teraz jest 7°C. 
Dla mnie i Mick'a zamawiamy dużą pizzę pepperoni. Oboje taką lubimy, więc nie zamawiamy oddzielnie.
Paul i Bryan zamawiają największą pizzę chilli. Nie wiem, jak oni to zjedzą. Phil bierze sobie małą Margaritę.
Jestem najedzona po kinie, ale jeszcze mogę coś zjeść. Właściwie zjadłam 5 kawałków pizzy, a Mick 3. 
Wszyscy wychodzimy po 1 godzinie od zjedzenia pizzy. Każdy idzie w swoją stronę. Jak zwykle Paul i Bryan się kłócą, bo Bryan na pizze zapłacił o 20 pensów więcej od Paul'a. Nie rozumiem ich...
- Gdzie mieszkasz? - słyszę głos, które dobiega niedaleko z tyłu ode mnie. Odwracam się i widzę Mick'a.  
Na Tottenham Court Road. A co?
- Tak pytam. Może cię odprowadzę... Znaczy, jeżeli tylko chcesz.
- Okej. Masz po drodze? 
- Nie zbyt...
- Ostatnio zauważyłam, że dużo rozmawiasz z Gabrielle.
- No tak. Spotykamy się od niedawna.
Gabrielle to jedna z najpopularniejszych dziewczyn. Ma blond włosy i duże brązowe oczy. Zazwyczaj ubiera krótkie spódniczki, a do tego bluzki na ramiączka z narzutką. Nie wiem ile ona ma par butów, ale wiem, że codziennie nosi inną. Wydaję mi się, że chodziła już chyba z wszystkimi chłopakami. Zazwyczaj ten "związek", bo nie można chyba tego nazwać związkiem trwał od 2 tygodni do 1,5 miesiąca. Jeżeli chłopak jej się znudzi rzuca go i szuka innego.
- Aha...
Idziemy w stronę mojego domu nie odzywając się do siebie słowem. Kolejna niezręczna cisza z innym chłopakiem. Nie potrafię rozmawiać z chłopakami. Jeżeli jakiś się do mnie odezwie od razu gadam głupotę.
To jest okropne.
Zbliżamy się do mojego domu i żegnamy.
Wchodzę do domu i wieszam kurtkę na wieszak. Rozglądam się i nasłuchuję czy nie ma nikogo w domu. Kiedy był Phil przynajmniej wiedziałam, że jestem bezpieczna a teraz czuję się strasznie. Jestem sama. Rodziców nie ma. Słyszę jakieś odgłosy. Phil powiedział, że można z tym pójść do psychologa, ale nie wiem czy to coś poradzi. W końcu to tylko człowiek tak jak ja...
Idę do kuchni i biorę butelkę wody. Wchodzę na górę do pokoju, a zważając na to, że jest 2:30 to chyba położę się już spać. Strasznie długo nam zeszło w tej pizzerii.
Przebieram się w piżamę i kładę do łóżka.
W nocy nie mogę zasnąć. 
Zaczynam słyszeć różne dziwne odgłosy. Znów chodzenie po domu i śmiech. Słyszę odgłos pobitego dzbanka. Strach jaki mnie ogarnął jest wielki. Szybko sięgam po telefon i dzwonię do Phil'a. 
- Halo? - słyszę zachrypnięty głos.
- Phil pomóż! Znów słyszę te odgłosy... - mówię jak najciszej. 
- Dobra. Już jadę! Ale jak wejdę do środka?
- Zrzucę ci klucze z okna. Proszę cię przyjedź jak najszybciej!
Rozłączam się i czekam na Phil'a. Mam nadzieję, że szybko przyjedzie. Słyszę odgłos silnika i szybko na palcach podchodzę do okna. Otwieram je i patrzę czy Phil nie podchodzi. Za chwilę się pojawia i zrzucam mu klucze. Mam nadzieję, że szybko przyjdzie. Słyszę otwieranie drzwi i szybki bieg po schodach. 
- Wszytko dobrze?! - pyta bardzo zdyszany. 
- Tak...
Phil podchodzi do mnie i przytula. Ciepło przyjaciela bardzo pociesza. 
- Tak.. strasznie się boję... - szepcze.
- Już wszystko dobrze. Nikogo nie ma. - odpowiada i głaszcze mnie po głowie. 
Odrywamy się od siebie. Siadam na łóżko i opieram o ścianę. 
- Myślę, że powinnam pójść do tego psychologa... 
- Jak chcesz mogę iść z tobą. 
- Byłoby fajnie. Nie chcę tam iść sama. 
Mam nadzieję, że on coś poradzi. Nigdy nie byłam u psychologa. Nie miałam powodu.
Po kilku minutach kładziemy się spać. Pompuje Phil'owi materac, a że uparł się, że musi być miękki pompowałam go przez jakieś 3 - 4 minuty. I tak się wypompuje przez noc, więc będzie spał tak jakby na podłodze. Phil idzie do łazienki, a ja zostaje, okrywam się kołdrą i leżę na łóżku. Po krótkim czasie Phil przychodzi i układa się na materacu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz